Rozmowa

Joanna Jagodzińska-Kwiatkowska. Przed nami chyba najdłuższa i najbardziej emocjonująca rozmowa - mam na myśli to, że dotyczy najmocniejszych wydarzeń, które zaistniały podczas tego festiwalu. Mówię to z całą odpowiedzialnością. Zacznijmy od spektaklu bydgoskiego.
Adam Kasprzak: Pierwszy spektakl, któremu udało się wyprowadzić ludzi z widowni przed budynek teatru. Niesamowity. Ze świetną inscenizacją debaty ideowej na podobieństwo debaty parlamentarnej.
Dawid Zapolski: Spektakl o ochronie praw kobiet, z mocnym przekazem współbrzmiącym z aktualną polityką. Także o ochronie teatru przed destrukcją ze strony władz. Podobało mi się to, że publiczność została wręcz wciągnięta do akcji, mogła decydować, przyczyniła się do rozwoju zdarzeń.    
Bartosz Sobczak: Powiedzmy też od razu, że był to spektakl – traktat o rewolucji. Rewolucji dokonywanej przez facetów, których działania znamionowała sprzeczność – głosili równość i demokrację, a przeciwników gilotynowali, patrz Robespierre, który wypuścił plakat z sobą w postaci głowy ściętej na gilotynie.
Dawid Z. W sumie tak. Chodziło o wyzwolenie mężczyzn spod władzy patriarchatu, który obraca się przeciwko nim samym. Wtrąca w śmieszność.
Joanna J.K. Podziwiam niebywałą energię i determinację aktorek. Spektakl zelektryzował wręcz publiczność - przepraszam za kolokwializm.
Bartek S. Pani wyszła?
Joanna J.K. Nie.
Bartek S. Widzi pani. Ja bym tego faktu jakoś specjalnie nie gloryfikował. Takie rzeczy działy się już w teatrze. Spora część widzów owszem, dała się porwać, myślę jednak, że większość zachowała się jak owce – dlatego, że ten pomysł okazał się atrakcyjnym zakończeniem?  Bez specjalnego zrozumienia, co to za sobą niesie.
Joanna J.K. Słyszałam nawet od jednej z widzek stwierdzenie, że wyszła się polansować...
Bartek S. Otóż to. Nie umniejsza to jednak wagi tego działania, które na długo zapadnie w pamięć.
Dawid Z. Pomysł z rozszerzeniem sceny na ulicę wydawał się oryginalny, zwłaszcza że chodziło o pewne...
Joanna J.K. Wyjście poza ramy instytucjonalne teatru?
Dawid Z. Właśnie.
Adam K. Debiutantka spisała się na medal. W niczym nie odbiegała poziomem od swych starszych koleżanek. Rola ją wręcz niosła. Potrafiła w dobrym momencie przejąć inicjatywę i zwrócić na siebie uwagę widza. Była żywiołowa i doskonale ukazywała emocje.
Bartek S. Fajne było to, że mimo ciężaru problematyki - bo była w nim i spora dawka historii, i ładunek emocji - aktorzy potrafili zabawić się tematem. To utrzymywało spektakl i jego elementy w stanie homeostazy. Nic nie przytłoczyło.
Dawid Z. Ja też na to zwróciłem uwagę, bawiłem się doskonale, nie tracąc z pola uwagi (z pola słyszenia?) ważności problematyki.
Joanna J.K. Na koniec creme de la creme, czyli Sceny myśliwskie z Dolnej Bawarii. Nie oglądałam filmu powstałego na podstawie dramatu, nadrobię to. Ale podczas oglądania miałam inne skojarzenia. Przypomniał mi się film Biała wstążka Michaela Hanekego - podobny ciężar tematu. Porażający obraz wiejskiej społeczności spętanej moralnym konwenansem, surowością protestanckiego wychowania, ze zbrodnią w tle. I jeszcze Niepokoje wychowanka Torlessa Roberta Musila, rzecz o przemocy, manipulacji i upodleniu słabszej jednostki w gronie osób trzymających się dyscypliny. To świadczy o tym, że ten problem przewija się przez literaturę niemieckojęzyczną,  ma konotacje z obydwiema wojnami.
Dawid Z. Dla mnie był to spektakl o wykluczeniu z powodu inności. Wykluczenie dotyczy wielu postaci, nie tylko tej trójki, poniekąd również Marii, która chcąc się dostosować do reszty, musiała ponownie uśmiercić swojego nieżyjącego męża. Godność odzyskiwała dopiero przy innym mężczyźnie. A więc modelowy patriarchat. Ta społeczność wiejska była totalnie zamknięta, zamknięta przede wszystkim na jakiekolwiek zmiany - obyczajowe, cywilizacyjne.
Joanna J.K. Zwróciliście uwagę na protestancki kult pracy, panujący w tym środowisku? Kult niwelujący wykształcenie, potrzeby człowieka, jego różnorodność.
Adam K. Zwłaszcza roboty zdobytej w mieście, czym mogła się pochwalić przed innymi Paula. To rodziło zazdrość i  frustrację bohaterów... Ale problemy, o których mówi pani, nie dotyczą tylko niemieckich wiosek po drugiej wojnie światowej.  Są uniwersalne. Człowiek, szukając akceptacji innych, zmuszony jest do akceptacji reguł obowiązujących w najbliższym środowisku. Taka jest często cena osiągnięcia spokoju, stabilizacji. To powszechne dążenie.
Bartek S. Zastanawia mnie znaczenie imienia Abram. Czyżby miało świadomie nawiązywać do holocaustu?
Dominik B. I piętnaście scen – czyżby stacje drogi krzyżowej? Zaczyna się już w pierwszej odsłonie od sądu nad Abramem.  
Joanna J.K. Tego nie można wykluczyć. W centrum znaczeniowym dramatu i spektaklu sytuuje się kwestia poświęcenia i ofiary. Wywyższona pozycja Abrama w ostatniej sekwencji spektaklu wywołała we mnie skojarzenia sakralne.
Dawid Z. Mamy tutaj różnie niejako stadia wykluczenia: zaczyna się od najbardziej intymnej relacji łączącej matkę z synem (chodzi również o relacje Marii z jej "nienormalnym" dzieckiem), rozszerza się na inne postaci, a kończy zaszczuciem. Na końcu Abram traktowany jest jak zwierzę – licytuje się  nagrodę za schwytanie go żywego.
Adam K. Wydaje się, że te stadia zostały jeszcze dalej posunięte. Najgorsze jest to, że ofiary nagonki celowo zostały zostawione samym sobie. Powiem więcej: poprzez manipulację zostały zwrócone przeciwko samym sobie i sobie nawzajem. Rovo popełnia samobójstwo w absolutnej samotności, co było najbardziej przerażające. Natomiast  Abram zabija ze strachu, pod wpływem emocji, przesilenia w nim tego, co się stało w ciągu ostatnich wydarzeń (również samobójstwa chłopaka).
Dominik Bilicki: Mnie poraziła skrajna hipokryzja tego środowiska, która szła w parze z ciemnotą, uprawą zabobonu. Choćby hipokryzja Volkera, wdowa chciała uchodzić za porządną, więc godziła się i na symboliczne zabójstwo męża ze strony urzędników, i na niegodziwości kochanka. Wiele działań było na pokaz. Zabobonnym praktykom (nacieranie niepełnosprawnego dziecka pokrzywami, zadawanie mu bólu) towarzyszyły szczególne metody "wychowawcze". Rzeźniczka biła dziecko regularnie, a wyrosło na zdrowe, więc nie ma problemu. Choroba psychiczna, niepełnosprawność jest w tym świecie grzechem, winą. Kostuch przedstawia szczególną wykładnię w tej sprawie – "jest tyle dusz na świecie, że w ich produkcji zdarzają się błędy.
Joanna J.K. Taka wiejska teodycea, "taśmociąg duszyczek" jako klucz do opowieści o pochodzeniu zła.
Adam K. Bardzo dobra scenografia. Klaustrofobiczna, aktorzy nie znikają z pola widzenia, a przejścia do kolejnych odsłon podbijane są dramatyczną muzyką.
Dawid Z. Bardzo dobre ogranie rekwizytu. Choćby stół, na którym - z którym - dokonuje się to, co najgorsze: bicie, umęczenie, ale też krojenie chleba, w końcu pełni on funkcję szubienicy.  
Joanna J.K. Czyli dalej drzewa ofiarnego. Nie sposób nie skomentować debiutów.
Adam K. Trafiony dobór ról.
Dawid Z. Znakomite debiuty, w bardzo odważnych, najtrudniejszych rolach. Aktorzy ci wrzuceni zostali na głęboką wodę. Tonka była bita, poniżana, gwałcona, myślę, że dotykało to ją jako aktorkę. Podobnie w przypadku Konrada Cichonia. Według mnie dużym wyzwaniem jest też nagość na scenie, także tego debiut chłopaka – super. Nic dodać, nic ująć.
Joanna J.K. Macie już swoich faworytów?
wszyscy: Sceny myśliwskie, Żony stanu...  i Cynkowi chłopcy.   

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Moje ciało, mój wybór

Tragedia Koriolanusa