Tragedia Koriolanusa
Wielokrotnie
potwierdzono w teatrze i filmie, że teksty Szekspira są niewyczerpanym
materiałem do odczytywania raz po raz na nowo. Jest tak głównie dzięki
nieprzedawniającym się postawą bohaterów, uniwersalizmowi emocji i pragnień
oraz poruszaniu tematów takich jak władza i jej mechanizmy, relacje rodzinne i
wszelkiego rodzaju kryzysy powinności.
Koriolanus dokładnie taki jest. To
tekst, można powiedzieć, z niezawodnym znakiem jakości, jaki stanowi nazwisko
Szekspira. Oczywiście nie wolno zapominać o tym, że powstał czterysta lat temu
i nie starczy go po prostu podać by przekazać to co zawiera.
Jakiego
zatem Szekspira proponuje nam reżyserka Marta Streker? Nie wiem. Nie wie chyba
żadna z osób, z którymi rozmawiałem po spektaklu. Być może wskazówką ma być
tytuł pod jakim przedstawienie figuruje w programie festiwalu - Tragedia Koriolanusa. Rozdarcie głównego
bohatera wcale nie góruje nad innymi wątkami, a kiedy w toku akcji, pod koniec,
pozostaje jedynym, zostaje w finałowej scenie przecięty i nie wybrzmiewa z całą
mocą. Nie wybrzmiewa również dlatego, że z postaciami trudno się utożsamić, są
tylko scenicznymi figurami podającymi tekst. Nie powstają między nimi ludzkie
relacje. Nawet kiedy wymieniają bezpośrednie, intymne zdania, nie utrzymują
kontaktu wzrokowego, nie mówią do siebie, lecz w przestrzeń, deklamują. W
scenach grupowych, bywa że gra tylko ten, który akurat ma kwestię, a pozostali
stoją niewzruszeni. Trudno znaleźć celowe wytłumaczenie takiego zabiegu.
Interesujące
są niektóre zabiegi scenograficzne i multimedialne. Wykorzystuje się całą
dostępną przestrzeń, często symbolicznie, dla podkreślenia wzajemnych relacji
postaci, jednak tylko formalnych relacji, bo osobistych brak.
Na
koniec i bardzo cicho należy jeszcze powiedzieć, że aktorzy zapominali tekstu,
odtwórca głównej roli miał trochę za dużo lat, zaś wątek wadliwości demokracji,
wydawać by się mogło, będący obecnie na czasie, nie został rozbudowany.
Czy
takiego Szekspira chcemy? Nie sądzę. Inscenizacja nie jest klasyczna, oparta na
bogatych kostiumach i dekoracjach, próbie oddania grozy scen batalistycznych i
tym podobnych. Z drugiej strony również nie nowoczesna, próbująca przy
minimalnych zabiegach formalnych wydobyć z Szekspira to co współczesne bo
uniwersalne. Zamiast tego, niejako łączy wady obu konwencji. Nie zachwyca, no
niestety, nie zachwyca.
Jakub Boryk
Komentarze
Prześlij komentarz