Moje ciało, mój wybór
Spektakl
Żony
stanu, dziwki rewolucji a może i uczone białogłowy
to ciekawe zestawienie obecnej i XVIII-wiecznej sytuacji kobiet.
Historyczne motywy przeplatają się ze współczesnymi. Przywoływane
wypowiedzi polityków i świadectwa gwałconych kobiet szokują.
Główna bohaterka - Théroigne de Méricourt, głosi hasła Czarnego
Protestu. Walka o równouprawnienie i dostęp do edukacji łączy się
z walką o swoje ciało. Analogie mnożą się i mnożą.
Nie
można zapominać o tym, że spektakl nie tylko przemawia w sprawie
kobiet, lecz również w sprawie teatru. Głośne sprawy Teatru
Polskiego w Bydgoszczy – autorów spektaklu, Teatru Starego w
Krakowie, czy Teatru Polskiego we Wrocławiu odbijają się echem na
scenie. Théroigne (w tej roli fenomenalna Sonia Roszczuk) wykrzykuje
na koniec słowa, które mają skłonić nas do refleksji, choć
pozornie skierowane do jej koleżanek na scenie: „Wierzycie, że
teatr naprawdę może wszcząć jakąś rewolucję, choćby
najmniejszego kalibru? Wierzycie, że to, co robicie, naprawdę
otwiera komuś oczy?”. Transparenty niesione przez nią i ludzi,
którzy z własnej woli zaangażowali się zdają się być ostatnim
a zarazem najważniejszym dowodem na przenikanie się epok.
Reżyser
Wiktor Rubin przy pomocy wspaniałej dramaturżki (bo czyż nie tak
powinnam ją nazwać?) Jolanty Janiczak stworzyli niezwykły
spektakl. Polityczne, choć niezamierzone dzieło stanowi naprawdę
dobrą rozrywkę. Przesłanie natomiast ma stanowić naukę wszystkim
kobietom, walczącym o swoje prawa. XVIII-wieczne damy, choć
osiągnęły niewielki sukces, zaprzepaściły jego sens poprzez
zbytnie upodobnienie się do mężczyzn, dając upust zwierzęcym
żądzom. Zapomniały o co walczyły i na czym im najpierw zależało.
Pamiętajmy o tym. Nie chcemy przecież, żeby historia zatoczyła
koło.
Weronika
Woronko
Komentarze
Prześlij komentarz